Bardzo przyjemnie było uczyć tę dziewczynkę. Jakby się jechało sportowym samochodem o wielkiej mocy po autostradzie, kiedy silnik reaguje natychmiast na najmniejszy ruch kierownicy. Nawet jeżeli czasami reaguje odrobinę za szybko. Tajemnica uczenia takich dzieci polega na tym, żeby ich za bardzo nie chwalić. Od dzieciństwa przywykły do komplementów, więc chwalone myślą sobie: znowu to samo. Wystarczy czasami umiejętnie zachęcić. I nie robić nic na siłę. Dać im wybór. Nie iść coraz dalej naprzód, a zatrzymać się i kazać pomyśleć. Tylko tyle. Wtedy wszystko dobrze pójdzie
Nie zniosłaby regularnej nauki. Są tacy ludzie. Obdarzeni wielkim talentem, który roztrwaniają, niezdolni do wysiłku, żeby talent usystematyzować. Poznałam kilka takich osób. Najpierw myśli się: „To naprawdę coś!”. Na przykład niektóre dzieci potrafią zagrać bardzo trudny utwór, tylko raz spojrzawszy na nuty. I zagrać zupełnie dobrze. Słuchaczom odbiera mowę z podziwu. Ja bym czegoś takiego nie potrafiła. Ale na tym koniec. Nie robią postępów. Dlaczego nie robią? Bo się nie starają. Bo nikt im nie wpoił nawyku systematycznego ćwiczenia. Są rozpieszczone. Mają talent, więc od dzieciństwa wszyscy je wychwalali. Nawet nie starając się, nieźle sobie radziły, toteż wszelkie staranie wydaje im się głupie. Utwór, którego opanowanie zabiera innym dzieciom trzy tygodnie, im nie zajmuje nawet połowy tego czasu, więc nauczyciel też zakłada, że dziecko już umie, i przechodzi do następnego utworu. Ten następny też zajmuje tylko połowę tego czasu, co innym dzieciom. I do kolejnego. I tak nie wiedząc, co znaczy systematyczne ćwiczenie, tracą pewne cechy potrzebne do budowy charakteru. To tragedia. Ja też miałam takie inklinacje, ale na szczęście moja nauczycielka była bardzo surowa i udało mi się tego uniknąć.
– Czy Naoko często się to zdarza? – spytałem. – Od czasu do czasu – odparła, patrząc na swoją lewą rękę. – Od czasu do czasu wpada w taki stan. Jest wzburzona, płacze. Ale to nie szkodzi. Wyrzuca z siebie emocje. Problem powstaje, kiedy nie można ich z siebie wyrzucić. Wzbierają wtedy i kostnieją. Różne uczucia kostnieją i umierają. A wtedy dochodzi do strasznej sytuacji.
On zawsze stanowił ośrodek zainteresowania. Nie da się ukryć, że potrafił być sarkastyczny i wiele osób uważało go za aroganta, ale z natury był życzliwy i sprawiedliwy. Kiedy byliśmy w trójkę, poświęcał mi tyle samo uwagi, co Naoko, dowcipkował, dbał o to, żeby nikomu się nie nudziło. Jeżeli któreś z nas długo milczało, przenosił uwagę na tę osobę i umiejętnie wciągał do rozmowy. Patrząc z boku, można by pomyśleć, że to niełatwe, lecz jemu zdawało się przychodzić bez trudu. Miał umiejętność szybkiego wyczuwania zmian atmosfery i potrafił się do nich dostosować. Posiadał również rzadki talent wyławiania czegoś interesującego nawet z banalnej wypowiedzi drugiej osoby. Dlatego kiedy z nim rozmawiałem, miałem wrażenie, że jestem niezwykle interesującym człowiekiem prowadzącym niezwykle interesujące życie